Lato w tym roku było wyjątkowo paskudne, zimne i mokre. Jak nawet na chwilę wychodziło słońce, to już po kilku godzinach potrafiła nadejść burza z piorunami. Może i dobrze, że na to lato jeszcze nie zdążyliśmy urządzić pokoi gościnnych 🙂
Lipiec i sierpień były brzydkie za to wrzesień, póki co, mamy słoneczny i ciepły. Dlatego też postanowiłem skorzystać z okazji i ruszyć w dzicz. Na całodniowe wędrówki nie mamy czasu, ale dziesięciokilometrowa pętelka na trzy godziny marszu? Czemu nie. Wstałem bladym świtem, tak żeby sam spacer zacząć o ósmej rano. Start o takiej godzinie ma kilka zalet. Po pierwsze: na szlakach jest pusto – wszyscy jeszcze śpią. Po drugie: można podziwiać przepiękną mgłę unoszącą się nad ziemią. A w moim przypadku nad ziemią oraz jeziorem Pilchowickim.
Samochód zostawiłem na parkingu przy Zaporze Pilchowice (koszt 5 zł za samochód, choć jeszcze miesiąc wcześniej parking ten kosztował 3 zł, ale cóż inflacja…). Pierwsza część trasy wiodła mnie szlakiem niebieskim przez lasy nad brzegiem Jeziora Pilchowickiego oraz rzeki Bóbr aż do Kapitańskiego Mostku. Tam na skałkach górujących nad wodą zjadłem drugie śniadanie, popiłem kawą i przeczytałem rozdział książki.
Trasa: Pilchowice, zapora – Pilchowice, zapora | mapa-turystyczna.pl
Druga część trasy to szlak zielony na Pokrzywnik. Teraz lasy się skończyły, a ja podążałem wąską ścieżką wśród pól i łąk. Otoczyło mnie brzęczenie miliona owadów, aż dotarłem do małej uroczej wsi o nazwie Pokrzywnik. Tam znów zmieniłem szlak. Tym razem na żółty, który przeprowadził mnie przez Dziki Wąwóz (po środku którego znajduje się Dziki Wodospad) a następnie wzdłuż dzikiego brzegu Bobra przywiódł z powrotem na Zaporę Pilchowicką.
Całość zajęła mi około 3 godzin. Czy było warto? Niech zdjęcia odpowiedzą za mnie 🙂