Od początku wiedziałam, że będzie mój. Poczułam do niego miętę od pierwszego wejrzenia.
Jesteśmy do siebie świetnie dopasowani. Razem możemy jeszcze wiele przeżyć i zobaczyć.
Mój nowiutki FIAT 500 jest ze mną od tygodnia. (Pieszczotliwie nazwałam go makaronikiem, przypomina mi takie ciasteczka).
Ja nigdy nie przepadałam za prowadzeniem auta. Wręcz tego unikałam. Prawo jazdy zrobiłam 18 lat temu i musiało minąć kolejne 18 żebym polubiła to robić. Jeszcze się oswajam, jeszcze nie szarżuję…jeszcze…
Nie będę również ukrywać, że mam kiepską orientację w terenie, jak panikuję to się gubię. Nie mogę włączyć szóstego biegu, przeklinam siarczyście i mam kiepski wyraz twarzy.
Jedna z moich pierwszych samotnych podróży w nowym miejscu zakończyła się tym, że się zgubiłam. Stwierdziłam, że skoro już zabłądziłam to pojadę sobie troszkę dalej i poszukam miejsca, w którym będę mogła zawrócić. I tak trafiłam do przepięknego miejsca. Powiedziałam o tym Darkowi i właśnie dzisiaj po zakończeniu zwiedzania Szwajcarii Lwóweckiej podjechaliśmy w to moje dziwnym trafem odkryte miejsce. A jest to: Zamek w Płakowicach, nazywany małym śląskim Wawelem. To miejsce ma niezwykłą historię i ciekawą aurę. Zamek ten w XVI wieku był największą budowlą obronną na Śląsku. Budynek znajdujący się obok zamku (dzisiaj ruina, która grozi zawaleniem),był szpitalem psychiatrycznym, a w latach 50 tych XX wieku mieszkało tu 1200 sierot wojennych z Korei Północnej. W latach 90 tych XX wieku przyjechało do Lwówka Śląskiego małżeństwo z Australii i postanowiło kupić cały obiekt. Niestety, przetarg zorganizowany przez gminę wygrał inwestor z Warszawy, który jak się później okazało wpadł w kłopoty finansowe. Dzięki temu pastor z Australii – Ken stał się założycielem Chrześcijańskiego Ośrodka Elim, które od tej pory mieści się w przepięknym zamku. Oczywiście o tym miejscu i jego historii możecie poczytać w intrenecie, jest mnóstwo zdjęć i opowieści. Jednak jeśli będziecie w Malinowej Kuźni, to koniecznie sami zobaczcie tę perełkę. Mnie oczarowała i byłam w niej już trzy razy!
Czasem warto się zgubić, czasem warto pojechać w nieznane, spontanicznie i bez paniki, wtedy dzieje się magia, wtedy czuć miętę.