Pamiętam, że byłam w kościele: bordowe oczko na złotym pierścionku i igła z nitką. To mi się dzisiaj przyśniło, a wraz z tymi obrazami przypomniałam sobie, że moja Babka szyła. Szyć lubiła, wręcz szycie jej życie ratowało, bo gdy uciekła z niewoli niemieckiej i ukrywała się po domach, to żeby się jakoś odwdzięczyć – szyła. Pościele, sukienki, obrusy, firany, wszystko co tylko się dało. Krawcową nie została, ale co trzeba było sobie uszyć – uszyła, a ubrać się ładnie lubiła. A ja lubiłam wchodzić do jej szafy. Wędrowałam wraz z zapachem naftaliny po sukienkach nadesłanych ze Stanów, szytych przez inne krawcowe, tkaniny jakich dzisiaj mało, wzory i kolory, soczyste, radosne, kropki, paski, kwiaty. Moja babcia była vintage. W meblościance kupionej w latach 90- tych, na wysoki połysk, było miejsce na kapelusze, torebki i rękawiczki. Każdy kapelusz owinięty papierem, a do każdej torebki dobrane odpowiednie rękawiczki. A w każdej torebce chusteczka, wyprasowana, pachnąca perfumami. Był też barek, a w nim zaledwie dwie butelki alkoholu, jedna jakiejś wódki sprzed pięciu lat, a druga w kształcie winogrona, to chyba była jakaś nalewka. Ale barek skrywał inne ciekawostki: stare, zepsute zegarki, monety, jakąś srebrną łyżeczkę, którą Dziadek przywiózł z Niemiec, uchwyt srebrny od szklanki, broszkę, starą puderniczkę chanel. Dla moich zmysłów to był istny raj, stare przedmioty, piękne, niepowtarzalne, z historią, z duszą. Tym karmiłam swoje młode serce.
Po przeprowadzce do Włodzic kiedy przyszedł czas remontu, zaczęliśmy jeździć po targach staroci. Pojechaliśmy do Cieplic, miejscowość uzdrowiskowa, w której w każdą niedzielę możesz wyruszyć na poszukiwania niebanalnych przedmiotów, bibelotów i mebli. My szukaliśmy szafek pod umywalki. Dla mnie podróż na targ staroci to jak podróż dla dziecka do Disneylandu, do parku rozrywki w Chorzowie, jak wejście na Mount Everest dla tych co lubią się wspinać, jak wypoczynek w modnym kurorcie.
Kocham takie miejsca i jeśli tylko mam czas to jadę na targowisko w Bolesławcu w sobotę rano i odwiedzam stoiska na których wiem, że coś cennego dla Malinowej Kuźni mogę znaleźć. Planuję również otworzyć swój maleńki sklepik ze starociami, tylko jeszcze nie wiem jak go nazwać….hm…może macie jakiś pomysł?