Na Gospodarstwie zawsze jest coś do zrobienia

Co ty tam będziesz robił?
Pytali.
Zanudzisz się.
Mówili.
Nic o życiu nie wiedzieli

Słoneczko świeci, ptaszki śpiewają, trawka się zieleni. Kot leży na ławie koło mnie i walczy z natrętną muchą. Sielsko i bajecznie. Leniwie. Nic się nie dzieje. Jak w polskim filmie. Można by tak leżeć cały dzień i nic nie robić.
Nuda, panie nuda…
Ale czy aby na pewno?

Posłużę się starym sloganem „Na gospodarstwie jest zawsze coś do zrobienia”. I uwierzcie mi, że to święta racja. Można by nie wychodzić z ogrodu całymi tygodniami, a i tak nie zrobi się wszystkiego co człowiek zaplanował.
Koszenie, pielenie, rąbanie, zrywanie, przerabianie, gotowanie, sprzątanie, podlewanie… A jak już człowiek się ze wszystkim obrobi to na nowo – koszenie, pielenie, rąbanie, zrywanie, przerabianie, gotowanie, sprzątanie, podlewanie, a do tego dochodzi przycinanie, nawożenie i skuwanie tynku…
Praca, praca i jeszcze raz praca (ale żeby nie było, że narzekam. Wręcz przeciwnie – takie właśnie życie sobie wymarzyłem i taka praca sprawia mi przyjemność).

Ale zaraz… Przecież nie samą pracą człowiek żyje… Co na tej wsi można robić w wolnym czasie, tak dla relaksu? O wiele więcej niż może się wydawać.

Już w pierwszych tygodniach udało nam się poznać dyrektora MDK w Bolesławcu oraz miejscową gwiazdę sztuki Mimu Bogdana (gwiazdę klasy światowej, gdyż kilkadziesiąt lat swojej kariery spędził w Paryżu, a do Bolesławca wrócił na emeryturę). W obu miejscach zaproponowano nam współpracę. W Warszawie musieliśmy pracować miesiącami, żeby nawiązać takie kontakty.

W odległości niecałych 5 kilometrów od domu mamy małe jeziorko z plażą. A na plaży bar niczym z filmu „Koktajl”. Miejsce nie bez Kozery nazywa się Bahama Wake. Ponieważ oprócz baru oferuje również tor do WakeBoardu. Kto by pomyślał, że wyjadę na wieś na południu Polski, żeby zacząć pływać na desce…

A jakby tego było mało – zgłosiłem się do miejscowej drużyny piłkarskiej i w wieku 38 lat rozpoczynam zawodową karierę. KS Włodzice grają w B-klasie, ale mamy ambicję awansować do rozgrywek o szczebel wyżej. Na razie, po pierwszym treningu przyszedł czas na pierwszy turniej. Wczoraj zadebiutowałem w drużynie na turnieju Burmistrza Gminy i Miasta Lwówek Śląski. Na razie wchodzę na drugie połowy, na prawe skrzydło, a już w pierwszym meczu po pięciu minutach na boisku zdołałem strzelić pierwszego gola.

A na dodatek, w drużynie mamy Włocha! Z Neapolu! A na gminnym turnieju Antonio spotkał Valerie, która też jest Włoszką i przyjechała w odwiedziny do znajomego. Kto by pomyślał, że gdzieś daleko na dolnośląskiej wsi będę miał okazję posłuchać jak dwójka Włochów rozmawia sobie po Włosku…

A mówili, że na tej wsi to nic się nie będzie działo i zanudzimy się tu na śmierć…

Dodaj komentarz