You are currently viewing Nasza Paskuda

Nasza Paskuda

Żegnaj przyjaciółko. Przepraszam, że nie zdołaliśmy cię uratować. Mam nadzieję, że tam, gdzie teraz jesteś odnajdziesz spokój i tyle miłości ile potrzebujesz. A wiem, że potrzebujesz jej baaardzo dużo.

Pieszczotliwie nazywaliśmy ją Paskudą. Nawet zaczęła reagować na tę ksywkę. Wystarczyło, że powiedzieliśmy „Paskuda” i Lilcia przychodziła i zaczynała mruczeć. Dla nas była kochana, najukochańsza na świecie. Traktowała nas jak mamusię i tatusia. Byliśmy jej całym światem.

Ale każdy, kto miał tę wątpliwą przyjemność zaopiekować się naszą kicią podczas, gdy my gdzieś wyjeżdżaliśmy, przyzna, że potrafiła być paskudna. Broniła domu przed każdym, bez wyjątku. Nie znosiła innych zwierząt, dzieci i prawdę mówiąc nie przepadała też za ludźmi. Z wyjątkiem mamusi i tatusia. Czasem nam się wydawało, że nasza Kimcia (skrót od Kot Lilcia) uważała się za trzeciego człowieka w naszym stadzie.

Czasem jak wchodzę do pokoju mam wrażenie, że leży na łóżku. Mam ochotę podejść i wtulić się w jej puszyste futerko. Często tak robiłem. Wytrzymywała cierpliwie mrucząc sobie cicho pod nosem. Ale jak tylko odchodziłem zaczynała się dokładnie myć. Nikt nie brudził tak jak człowieki. A jednak nie przeszkadzało jej to wpakować się na mnie kilka sekund po tym jak położyłem się do łóżka. I to za każdym razem. Nawet ostatniej nocy, kiedy już bardzo cierpiała, próbowała chociaż na chwilę położyć się na swoich człowiekach.

Ten poranek, gdy odchodziła był najtrudniejszy. Bliska, bezbronna istotka cierpi, a ty nie masz jak jej pomóc. Kiedy udało nam się dotrzeć do pani weterynarz było już za późno, a i tak kurczowo trzymaliśmy się tej ostatniej nadziei, że jeszcze się uda…

Teraz nam została pustka. Smutno jest w domu bez Lilci. Była z nami 5 lat. Tylko 5 lat, ale dla nas było to całe życie. Nasza kotka była tak do nas przywiązana, że mogło to się nawet wydawać niezdrowe. Zawsze jak gdzieś chcieliśmy wyjechać mieliśmy duży problem. Nawet skracaliśmy wakacje, bo martwiliśmy się o naszą mała Kimcię. Uzależnienie. Miłość. Odpowiedzialność.

Najpierw przychodzi ból, później pustka. A następnie pojawiają się zupełnie inne myśli. Może teraz bez Kimci będzie nam łatwiej gdzieś wyjechać, może pomyślimy o dziecku. Otwierają się przed nami nowe możliwości. I zaraz po tych myślach przychodzi ogromne poczucie winy. Jak możemy? Nie dość, że nie byliśmy jej w stanie uratować, to jeszcze nie cierpimy wystarczająco…

Cierpimy. Lilcia odeszła.

Miała ciężkie dzieciństwo. Trafiła do schroniska jako mały kociak. Najpierw znalazła kochający dom w Płocku, ale tam pojawiło się dziecko i to dla Lilci okazało się zbyt trudne. Wtedy znalazła kochający dom u nas. Chcę wierzyć, że przez te pięć lat była z nami szczęśliwa. My na pewno byliśmy. Dała nam dużo życia i radości. Dom bez niej jest pusty i cichy.

Ale, cóż life goes on. Żegnaj Lilciu. Mam nadzieję, że jeszcze się kiedyś spotkamy.

Dodaj komentarz