Nasze okolice obfitują w ślimaki, mrówki, zamki, rzeki i piękne, stare poniemieckie budynki. Po miesiącu mieszkania w bajce nadszedł czas, żeby coś zwiedzić. Wraz z wizytą teściów nadarzyła się okazja. Na pierwszy rzut poszedł Zamek Kliczków.
Dlaczego? Bo tak
Jak wam się kojarzy zwrot „prywatny inwestor”?
Ciarki przechodzą po plecach. Prawda?
Ale może niekoniecznie. Zamek Kliczków to dzisiaj głównie hotel ze SPA i stajnią. Ale jeszcze w latach 90 w tym miejscu stała niszczejąca ruinka (zwiedzając, można zobaczyć zdjęcia, jak to wtedy wyglądało). Prywatny inwestor odkupił posiadłość, wyremontował i stworzył piękne miejsce, które przywodzi na myśl Francuskie, czy Włoskie zamki.
Dodatkowo stworzył możliwość zwiedzania budynku. Od wtorku do niedzieli o 11.00, 13.00 i 15.00 pani przewodnik oprowadza po obiekcie opowiadając jego historię.
A ta sięga… XIII wieku. Całej historii nie będę opisywał. Zostawmy to na czas zwiedzania.
Z ciekawostek tylko dodam, że nie tylko budynek jest wart zobaczenia. Na tyłach, w ogrodzie znajduje się miejsce unikatowe. Pierwszy raz spotkałem się z cmentarzem dla koni (nie mylić ze smętarzem dla zwierzaków). Do dziś zachowały się dwa stare, oryginalne nagrobki i jeden świeży z lat 90.
Trzy lata temu spędzaliśmy wakacje w Kotlinie Kłodzkiej. Obejrzeliśmy wiele pięknych miejsc. Zwiedziliśmy dostojny Zamek Książ, niesamowite Błędne Skały i niepozorny pałacyk w Jedlince. Ten ostatni zwrócił naszą uwagę, ze względu na swoją historię. Zrujnowany w latach powojennych, zakupiony został przez osobę prywatną we wczesnych latach 2000. Został zrekonstruowany i oddany turystom do zwiedzania. (W budynkach w oficynie są pokoje noclegowe, ale główny budynek to powoli restaurowane muzeum).
Takie wyprawy podbudowują. Przywracają mi wiarę w ludzi i ten kraj. Oby takich historii było więcej. A nasz dom był jedną z nich. Jak tylko zdejmiemy tynk i uratujemy mury z piaskowca nie omieszkamy się pochwalić i pokazać jak wygląda odświeżona Malinowa Kuźnia.
A póki co – Zamek Kliczków.