ZNALAZŁAM NASZ DOM

To było dokładnie rok temu, kupiłam sobie farby i maleńkie płótno, tak małe jak obrazek, który wisiał w naszym mieszkaniu, a na nim wyszywany domek z ogródkiem.

Właśnie wtedy pomyślałam, że spróbuję go namalować. Wyszło jak wyszło, nie podlega ocenie wybitnych artystów malarzy, nie pójdzie na wystawy i do sprzedaży.

To była moja wewnętrzna potrzeba, której się poddałam i domek namalowany właśnie teraz jest w jednym z kartonów, które leżą w naszym nowym/starym (dom jest z 1831 roku) domu we Włodzicach Wielkich.

Dom kupiliśmy kilka miesięcy temu, wywróciło to nasze życie do góry nogami, choć nie zdawałam sobie sprawy z tego, że nasza decyzja wywróci też świat naszych znajomych i rodziny. (o tym napiszę w następnym poście).

To była miłość od pierwszego wejrzenia. Byliśmy na etapie oglądania domów w województwie lubelskim, ale że było kiepsko i nic nam się nie podobało, to w wyszukiwarce zmieniłam filtry i wkroczyłam na tereny dolnośląskiego. Ślęczałam przy tym laptopie już dosyć długo, a Darek przygotowywał coś pysznego w kuchni i właśnie wtedy nagle pojawił się, na szóstej stronie, wyświetlił się! Obejrzałam zdjęcia i krzyknęłam na cały głos: „ZNALAZŁAM NASZ DOM!!!!” Darek przybiegł do mnie, obejrzał i wiedział, że mam rację.

Nasz wymarzony dom mieści się we wsi Włodzice Wielkie, nad rzeką Bóbr. Mieszkał w nim i budował go kowal. Kilka lat temu dom był remontowany, dawni właściciele zadbali o to, żeby nie zmieniać wszystkiego, a zachować to co cenne: piec kaflowy, podłoga w korytarzu z XIX wieku, data nad wejściem do domu 1831 oraz wewnątrz odsłonięte kamienie piaskowca. To widać na pierwszy rzut oka, a myślę, że miejsce to skrywa w sobie o wiele więcej. Będziemy odkrywać jego potencjał, historię i ludzi, którzy zamieszkują naszą okolicę.

To nowy rozdział naszego życia. Dla mnie powrót do korzeni, do natury, wychowałam się na wsi mazowieckiej, w Julianowie. Mieszkał i urodził się tam mój Dziadek Leon, po wojnie w 1945 roku wrócił z niewoli niemieckiej na swoje ziemie, choć wracać nie miał do kogo. (o tym napiszę jeszcze kiedyś, o moich przodkach). Ożenił się z moją Babcią i spędzili razem 60 lat. Moi rodzice nadal tam mieszkają. A ja od 15 roku życia mieszkam w mieście, czyli już większą część swojego życia. Do liceum chodziłam w Płocku, studia politologiczne ukończyłam w Olsztynie, a potem przeprowadzka do Warszawy. O życiu na walizkach, o poszukiwaniu swojego miejsca też jeszcze tu będzie wpis.

W Warszawie mieszkam od 2011 roku, wydawało mi się, że tu zostanę na zawsze. Myliłam się. Okazało się, że przyszedł moment na zmianę, na wejście w nowe, nieznane. Jestem na to gotowa.

Ostatnie dwa lata mojego życia, pokazały mi, że bycie w niekomfortowej sytuacji, odkrywanie i poznawanie siebie, jakże trudne i bolesne, może przynieść również oczyszczenie, radość i miłość.

Zatem idę w nowe i choć czasem czuję się jak na moście linowym, po którym przechodząc, czasem ktoś próbuje potrząsnąć i mnie przestraszyć, to idę. Czekam aż przestanie, łapię balans, znajduję siłę, biorę głęboki oddech i idę po swoje. Swoje, bo nasze życie należy do nas. Nikt inny za nas go nie przeżyje. Nie chcę być martwa za życia.

Myślę, że życie we Włodzicach Wielkich będzie nam dostarczać wielu niespodzianek, będziemy tam przeżywać wzloty i upadki. Nie będzie to życie z bajki, ani z namalowanego obrazka, ale będzie rzeczywistością, którą świadomie wspólnie wybraliśmy. Cieszę się, że będziemy mieli okazję żyć w nowych okolicznościach po swojemu i będziemy poznawać życie na wsi.

Ja będę odkrywać to życie jako kobieta, a nie dziewczynka, ale z dziecięcą radością, będę biegać boso i tańczyć, wyć do księżyca i mieszać w kotle. Kto wie jakie przy tym powstaną zaklęcia… 🙂 ?

Dodaj komentarz