Ponoć podczas remontów dochodzi do wielu rozwodów. Tak słyszałem. Nam to raczej nie grozi, ale nie znaczy, że jest łatwo. Nie jest. A z każdym dniem jest coraz ciężej.
Nasz mały remont okazał się dużym przedsięwzięciem. Tak to już jest, gdy zaczyna się remontować stary dom. Z każdym tygodniem odkrywa się coraz to nowe niespodzianki. Jedną z większych była konieczność wymienienia całej instalacji wodnej oraz pieca gazowego na nowszy, wydajniejszy, spełniający standardy, normy i ogólnie o wiele lepszy. Mus to mus. Nic na to nie poradzimy.
Panowie weszli jakieś dwa tygodnie temu. Od jakiegoś tygodnia nie mamy ogrzewania, ciepłej wody, kuchenki gazowej, prysznica. Grzejemy jedynie piecem kaflowym w kuchni – jest to jedyne pomieszczenie w którym utrzymuje się znośna temperatura. Wodę możemy pobrać z kranika w piwnicy, oczywiście jedynie zimną. Podgrzewamy ją sobie na wspomnianym wcześniej piecu kaflowym.
Mieszkać się w domu nie da, więc pomieszkujemy sobie to w Bolesławcu, to w Lwówku, to w Tomaszowie u naszej Violi. Nasz dzień wygląda tak – pobudka o 6, mycie zębów, szybka kawa, może jakieś śniadanie i w samochód żeby na 7 być w domu. Temperatura w kuchni oscyluje wokół 13 stopni (w reszcie domu jest nawet chłodniej). Pierwsze co to trzeba nagrzać w piecu. A od 8 przyjeżdżają Panowie. Najpierw Pan Mariusz z Panem Damianem. Około 9 pojawiają się Pan Adrian z Panem Grzegorzem. Wtedy temperatura w kuchni dochodzi już do 15 stopni.
Pan Mariusz wykańcza pierwszą łazienkę, żeby jak tylko woda poleci nowymi rurami można było łazienkę zamykać, oddawać do użytku i żebyśmy mieli gdzie się umyć.
Pan Damian na rusztowaniu czyści drewniane belki, a następnie maluje je preparatem anty kornikowym. Jak tyko skończy zacznie układać cegły.
Pan Adrian kończy kłaść rury wodne, podłącza setki zaworów oraz najważniejszy – piec gazowy.
Pan Grzegorz zakłada grzejniki w pokojach na górze.
Może jutro, a może pojutrze, w nowych rurach popłynie woda. Poleci ze zlewu kuchennego, z prysznica w nowej łazience oraz dotrze do grzejników w całym mieszkaniu i ogrzeje zziębnięte mury. Póki co kończymy dzień około 16-17 – raz ja, raz Nina, zależy które z nas nie ma akurat tego dnia zajęć w Bolesławcu. Ogień w piecu się dopala. Panowie wracają do swoich domów, a temperatura w kuchni dochodzi do 18 stopni.